Mikołaj Kowalik podczas mistrzostw świata

Mikołaj Kowalik, mistrz świata w kulturystyce: Anaboliki w sporcie były, są i będą. To, czy ktoś je bierze, jest sprawą indywidualną

Na śniadanie wołowina - 330 gramów z ryżem - 150 gramów, zalana czekoladowym białkiem - aż 100 gramów! Wołowina, a dokładnie polędwica przypominająca pulpę smakuje jak słoiczki Bobovity z niespójnym składem. Powiedzmy sobie wprost - to nie ma smakować. Okazałe bicki dobrze wyglądają na pokazach, ale jak już zmyje się bronzer i zejdzie opalenizna, są problemy: jak się podrapać po plecach, odebrać telefon, jak dobrać spodnie, gdy uda jak u Schwarzeneggera.

115 kilogramów czystej masy mięśniowej przy 182 centymetrach wzrostu, 50 cm w bicku, 72 w talii i 73 w udach, w klacie nieco ponad 120 to Mikołaj Kowalik, który trenuje już od 30 lat. Jest mistrzem i rekordzistą Polski, a także medalistą mistrzostw Europy w wyciskaniu sztangi leżąc. W zeszłym roku został mistrzem świata w kulturystyce, w kategorii open – powyżej 50 lat. O sportach siłowych i kulturystyce wie chyba niemal wszystko.

Trenuję od lat 90. Zaczynałem w okresie świetności tego sportu „sylwetkowego” i mogę powiedzieć, że jestem zaniepokojony tym, w którą stronę on zmierza – mówi Mikołaj „Kola” Kowalik. Wychował się „na starej szkole treningu, z naciskiem na jakość”. Tymczasem teraz coś, co przez wiele lat świetnie w środowisku funkcjonowało, pod wpływem mody – jak twierdzi – obiera zły kurs. Ostrzega też przed drogą na skróty. – Albo przestrzegasz zasad wyznaczonych przez trenerów, albo jesteś po prostu sezonowcem. Nie ma nic pomiędzy. Droga na skróty nie przejdzie – podkreśla.

„Wyczynowiec z depresją? Diagnoza: sterydy”

Sterydy anaboliczne to substancje, które są pochodnymi testosteronu. Powodują stymulację wzrostu masy mięśni. Podaje się je domięśniowo. Nie mają zapachu, ale po ich częstym przyjmowaniu ciało pozbywa się obcej substancji wydalając specyficzny, chemiczny zapach. Ci, którzy chcą iść „na skróty” sięgają właśnie po „anaboliki” nie zastanawiając się nad skutkami ubocznymi. – Tymczasem ryzyko jest na tyle duże, że można uznać je za pewnik – podkreśla „Kola”. – Bo jak ciało, podczas fazy intensywnego wzrostu fizycznego i psychicznego, można poddać oddziaływaniu hormonów, które w sporcie określone zostały jako doping? Ciału, które rośnie dzięki biologii, nie jest potrzebna dodatkowa stymulacja.

Wiadomo, że działanie sterydów anabolicznych może odbić się na sprawności seksualnej, płodności, a także doprowadzić do zaburzeń psychicznych. Jak wynika z raportu badawczo-analitycznego dotyczącego postaw i opinii w zakresie stosowania dopingu, wykonanego na zlecenie Ministerstwa Sportu i Turystyki z 2017 roku, to właśnie depresja jest jednym z najczęstszych skutków ubocznych stosowania anabolików. Hydraulika też szwankuje, i wzrasta ryzyko raka prostaty. Warto o tym wiedzieć, by później nie użyć nadaremno popularnego hasła Waldena (Tomasza Włosoka) z filmu Jak zostałem Gangsterem: "Masa, Masa ...", bo nie będzie czego.

Tymczasem tematy dotyczące tych aspektów zdrowia, w kulturystyce są tematami tabu. W efekcie często dochodzi do dramatów. – Wyczynowiec z depresją? Diagnoza: sterydy – podsumowuje krótko Kowalik. – Anaboliki w sporcie były, są i będą. To, czy ktoś je bierze, jest sprawą indywidualną. Przestrzegam jednak przed ich zażywaniem szczególnie ludzi młodych, przed 25. rokiem życia – zaznacza. Sam nie chce jednak rozmawiać o tym, czy kiedykolwiek wspomagał się sterydami.

Kowalik w pozie

Półtora kilograma mięsa. Codziennie. Najlepiej na stojąco

Dieta to dla kulturysty rzecz absolutnie kluczowa. I bez „czystej michy”, czyli odpowiedniego bilansu kalorycznego czy równowagi mikro i makroskładników, nie będzie efektów. Mikołaj Kowalik dobrze o tym wie.

– Jem codziennie półtora kilograma mięsa. Tysiąc gramów wołowiny oraz pięćset gramów drobiu. Nigdy nie zapominam o izolacie białkowym, ponieważ jest on najszybciej przyswajany przez organizm. Zdarzało się, że na śniadanie jadałem wołowinę z ryżem, zalaną czekoladowym białkiem. Taka forma jest najszybsza do spożycia – wspomina.

Jednak w kulturystyce są dwa okresy w życiu - redukcja i masa. I na ich temat można pisać w nieskończoność. Budowanie masy mięśniowej, czyli tzw. "masa" to czas, podczas którego sportowcy zawyżają swój bilans kaloryczny, po to zregenerować organizm i spotęgować rozrost masy mięśniowej. U Kowalika to od 6 do 7 tysięcy kcal, z czego około 25 procent stanowią białka. W przeliczeniu daje to 1800 kcal, czyli obrazowo tuszka zwyczajnego kurczaka. A Kowalik nie goni ich po placu - wykręca rano 40-minutowe aeroby na rowerku stacjonarnym, a po południu robi trening siłowy. Przykładowy jadłospis? Śniadanie to 200 gramów płatków owsianych, zalanych trzema miarkami - 30 gramów odżywki białkowej. Trzy kolejne posiłki to 330 g wołowiny, 150 g ryżu oraz kiszonki, brokuł lub kalafior. Na kolację ok. 500 g piersi z kurczaka z warzywami. - Jem te porcje na stojąco, bo mój żołądek nie jest w stanie przyjąć takiej ilości pokarmu na raz.

Okres redukcji, czyli obniżenia bilansu kalorycznego dla uzyskania niższej masy ciała, a tym samym większej ekspozycji muskulatury. Dla sportowców jest drażliwym punktem zwrotnym. Cięcie kalorii jest drastyczne. Z niebotycznych siedmiu tysięcy spada do trzech. Włos się na głowie jeży, ale nie u Kowalika. Białko się zgadza, do odcięcia idą węgle, ale Mały Głód nie znika. - Przy redukcji jestem poirytowany, gdy spada mi ziarnko ryżu. Biorę je wtedy w palce i zjadam. Głód towarzyszy mi cały czas, zabijam go żuciem gumy lub zapijam czarną kawą. Robię wszystko, by nie myśleć o jedzeniu.

Do tego dochodzą koszty zakupów, podczas budowania masy wynoszą one mniej więcej tyle, co płaca minimalna netto, a w okresie redukcji spada to do 1,5 tysiąca zł. Nie liczymy kosztów kosmetyków, dzięki którym każdy kulturysta wygląda jak świąteczna szynka w miodowej glazurze.

Kowalik podczas mistrzostw

Oczywiście nie można zapomnieć również o odpowiedniej ilości wody – kulturyści potrafią wypić ponad 5 litrów w ciągu doby. Do czasu. Krótko przed zawodami kulturyści celowo bowiem odwadniają swój organizm. Trzeba to jednak zrobić w odpowiedni sposób: redukcja wody, która jest najkorzystniejsza dla organizmu, polega na zmniejszeniu wody pod skórą. Ma to sprawić, że podczas zawodów mięśnie będą odpowiednio wyeksponowane.

Ścisłe przestrzeganie diety oznacza, że kulturyści często muszą ograniczać towarzyskie kontakty, bądź wręcz tymczasowo zrezygnować z nich. Kulinarnych pokus jest przecież sporo i łatwo można zaprzepaścić tygodnie ciężkiej pracy. Restauracji dla kulturystów nie ma i śmiem wątpić czy kiedykolwiek powstaną - to niszowa branża. Wobec czego, gdy Kowalik, zostaje zmuszony do stołowania się w restauracji, nie rezygnuje z czystej michy. I kłania się przed szefem kuchni, by ten zaserwował mu ryż z kurczakiem.

- To nawet przysługa dla kucharza, gdy prosi się go o proste - klasyczne danie, bez udziwnień. Gdy ktoś mówi mi, że na wyjazdach nie jest w stanie utrzymać diety, pokazuje mu ... bicka - kwituje.

Na wojnie, w miłości i kulturystyce wszystkie chwyty dozwolone

Selfie przed lustrem formy nie zrobisz – mówi Mikołaj Kowalik nawiązując do narcyzmu młodego pokolenia. Sam jest w tym środowisku od ponad trzydziestu lat i nigdy nie poddawał się modzie. Teraz także nie zamierza stać się „modnisiem w rurkach cykającym sobie selfiaczki w windzie”. – Moje miejsce jest wśród żelastwa – podkreśla. Mówi o sztangach, hantlach, suwnicach i innym sprzęcie na siłowni.

Kilkadziesiąt lat temu po raz pierwszy poszedł poćwiczyć, bo chciał być silny. Wdrożyć się w kulturystykę pomagali mu koledzy, co – jak sam przyznaje – często było demotywujące. – Kulturystyka jest specyficzna. Nie da się z góry czegoś zakładać, obrać jakąś „stałą”. Bywały momenty, w których znajomi rośli szybciej, a później to ja byłem większy. Raz na wozie, raz pod wozem – zaznacza.

Jak osiągnąć sukces? – Wytrwałość, wytrwałość i jeszcze raz wytrwałość – odpowiada bez wahania. – Bez tego żaden cel nie zostanie osiągnięty, a obietnice pozostaną bez pokrycia. Na efekty potrzeba czasu, w niektórych przypadkach nawet i kilkudziesięciu lat – dodaje.

Dużym problemem dla Kowalika stanowiły starty i pozowanie przed jury. Sam jak mówi, nie jest modelem i nie czuje się dobrze w tej roli. Nauka pozowania była najtrudniejszym etapem przed startami. Przez kilkanaście godzin łącznie próbował zrobić z siebie Apolla. Bo trzeba dobrze tych 640 napompowanych mięśni w ciele pokazać. - Mam problem z pozycją, najszerszy grzbietu przodem, gdyż kilkanaście lat wyciskania ma ławeczce leżąc mocno ograniczyło ruchomość w stawach barkowych. Za to w pozycji line-up mój najszerszy wygląda okazale, a mięsnie klatki piersiowej właśnie dzięki wyciskaniu prezentują się ….. po mistrzowsku.

Problem jest także z koordynacją ruchową. Mobilność zwiększa się proporcjonalnie ze spadkiem masy ciała. Mięsień przeciążony jest w okresie masy. - To nie mit że kulturyści mają problem z przyłożeniem telefonu do ucha po tej samej stronie, lewa dłoń, lewe ucho. Dzieje się tak
ze względu na spore, u niektórych z nich obwody w bicepsach. To samo z podrapaniem się po plecach, ja np. mam z tym spory problem i kończy się ocieraniem się plecami o ścianę.
Do tego dochodzi problem z doborem dopasowanej odzieży. Gdy znajdzie się spodnie pasujące w udzie, to obwodem w pasie można dwa razy się owinąć. "Kola" oddaje odzież do krawcowej lub kupuje ubrania na stronach przeznaczonych dla kulturystów. Wykonane są ze stretchu, więc dobrze dopasowują się do niestandardowego ciała sportowca.

Do emerytury daleko

Mikołaj Kowalik przez 14 lat pracował jako fizjoterapeuta w służbie zdrowia, był też specjalistą odnowy biologicznej w Śląsku Tarnowskie Góry i uczestniczył w zgrupowaniach kadry narodowej organizowanych przez Polski Związek Podnoszenia Ciężarów. Dziś jest trenerem personalnym, a w Starcie Katowice szkoli niepełnosprawnych w sekcji podnoszenia ciężarów (wyciskanie na ławeczce leżąc). Działa też w stowarzyszeniu Centrum Formy w Dąbrowie Górniczej, które reprezentuje w krajowych i międzynarodowych zawodach.

W 2017 roku wywalczył brąz w mistrzostwach Europy w trójboju siłowym. W 2021 roku, także w trójboju siłowym, został mistrzem Polski. Najbardziej ceni sobie jednak wspomniany już tytuł mistrza świata w kulturystyce klasycznej, zdobyty jesienią 2021 roku. I, mimo „pięćdziesiątki” nie wybiera się jeszcze na sportową emeryturę. Dlatego też nie ma czasu na podróże. Od kilkunastu lat nie był na wakacjach. Zawsze w styczniu dostaje plan treningowy, który ma przygotować go do kolejnych startów w zawodach. Trzyma się go bardzo skrupulatnie. Wakacje trzeba, by było zaplanować logistycznie: gdzie siłownia, jaki sprzęt, co z dietą, jak ważyć posiłki, jak nie dać się skusić kolorowym drinkom. To - jak to mówią - darymny futer. Nomen omen.

Kola dziękuje też swojemu opiekunowi kulturystycznemu - Arkadiuszowi Kowalikowi (zbieżność nazwisk), bez którego nie wyglądałby tak okazale.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon