O historii, modzie i tarnogórskich inspiracjach. Rozmowa z Anną Gołkowską-Dymarczyk

Aktywnie działa w lokalnych stowarzyszeniach, planuje prace remontowe, nie boi się nowych wyzwań, a do tego mogłaby się śmiało ubiegać o tytuł najbardziej stylowej tarnogórzanki. O swoich pasjach, pomysłach i marzeniach opowiedziała nam Anna Gołkowska-Dymarczyk.

Bardzo aktywnie udzielasz się w różnych grupach i organizacjach. Możemy zobaczyć Cię podczas wielu tarnogórskich wydarzeń. Jak w ogóle udaje Ci się znaleźć na to wszystko czas?

Oprócz tego pracuję jeszcze normalnie w korporacji. To co robię w czasie wolnym, to jest moja pasja. Inni swój wolny czad przeznaczają na sport, rower, góry czy seriale, a ja się angażuję w taki sposób. Oprócz tego mam też czas na swoje małe przyjemności, nie wyobrażam sobie dnia bez książki czy filmu. Nie traktuję swojej działalności jako jakiegoś obowiązku czy przymusu, ale jako coś, co mi sprawia przyjemność. Wiadomo, że z tym się wiążą też sprawy trudniejsze, mniej atrakcyjne, jak rozliczanie, sprawdzanie, sprawy papierkowe, ale ostatecznie to jest moja przyjemność, moja pasja, coś co mi daje chęć do działania.

Który z projektów organizowanych przez Stowarzyszenie Góry Kultury, do którego należysz, jest Ci najbliższy?

Chyba Teatralne Parkowanie. Ono się właściwie narodziło z innego projektu. W 2017 roku organizowaliśmy projekt „Ulica (od)nowa” – w przestrzeni miasta pojawiły się różne wystawy, projekcje, performance, był też teatr uliczny. To się spotkało z bardzo ciepłym przyjęciem i pomyśleliśmy, żeby to kontynuować. Wpadła mi do głowy taka nazwa: „Teatralne Parkowanie” – od parku, ale też parkowania, a więc zatrzymywania się w tym codziennym biegu. Skończyliśmy w tym roku czwartą edycję, zaczynamy piątą. Ten projekt został bardzo dobrze przyjęty, bardzo się tarnogórzanom podoba. Z jednej strony przychodzą wciąż te same osoby, witają się z nami, czują się jak u siebie, a z drugiej – pojawiają się także nowe twarze. Mamy też sporo nowych pomysłów.

W naszym mieście powstało także stosunkowo niedawno nowe Stowarzyszenie Gliwicka 66. Jak narodził się pomysł, żeby zająć się właśnie zabytkowym cmentarzem żydowskim?

Ta inicjatywa powstała z rozmów i spotkań z osobami, które w jakiś sposób były zaangażowane właśnie w przypominanie o kulturze żydowskiej w Tarnowskich Górach. Uznaliśmy, że dobrym krokiem będzie założenie stowarzyszenia. Wiadomo, że działając jako stowarzyszenie można pozyskiwać środki, działać w sposób bardziej sformalizowany. To się narodziło z chęci zadbania o to miejsce. Ja sama studiowałam judaistykę, moja praprababcia była Żydówką i ten temat mnie zawsze bardzo interesował i inspirował. Pracowałam przez rok w Muzeum Historii Żydów Polskich, więc zawsze ten temat był bliski mojemu sercu i dziś mogę działać na rzecz tej kultury. Słyszałam o niej od zawsze i to było takie naturalne, żeby się tym zająć.
Społeczność żydowska w Tarnowskich Górach nie była bardzo duża, ale jest ona częścią historii naszego miasta, dlatego się tym zajmujemy.

W tym roku mogliśmy wesprzeć działalność Stowarzyszenia poprzez zagłosowanie na projekt związany z cmentarzem żydowskim w ramach Budżetu Partycypacyjnego Powiatu Tarnogórskiego.

Oprócz tych wszystkich poważnych projektów typu naprawa chodników czy remonty, które oczywiście są ważne i potrzebne, chcieliśmy zwrócić uwagę na ten cmentarz – na naprawę ogrodzenia i niektórych nagrobków oraz odsłonięcie części dawnego bruku. Mamy nadzieję, że się uda, a jeśli nawet nie, to to jest też pokazanie, że ten cmentarz jest, że są osoby, które chcą się nim zajmować, że to jest ważne. Wszystkie wydarzenia tworzone przez Gliwicką 66 spotykają się w większości z pozytywnym odbiorem. To nam pokazuje, że jest zainteresowanie tym tematem, tym miejscem.

Gdybyś miała nieograniczony budżet, a kwestie organizacyjne nie byłyby przeszkodą – jaki wymarzony projekt chciałabyś zorganizować w Tarnowskich Górach?

Bardzo trudne pytanie. Tak naprawdę wszystko, co wymyślamy, udaje się w jakimś stopniu zrealizować. Ja oczywiście nie jestem sama ani w jednym, ani w drugim stowarzyszeniu, więc ja sama nigdy bym nic nie zrobiła nie mając tylu współpracowników. Myślę, że chciałabym po prostu rozbudowywać istniejące już projekty stowarzyszeń. Gdybym tak naprawdę miała super nieograniczone środki, to chciałabym wyremontować dom przedpogrzebowy na cmentarzu żydowskim i stworzyć tam takie centrum kulturalno-edukacyjno-informacyjne, które z jednaj strony będzie informowało o cmentarzu i historii Żydów, a z drugiej strony będzie punktem dla wszystkich stowarzyszeń, które będą tam mogły organizować jakieś swoje wydarzania.

Czy w tym roku czekają nas jeszcze wydarzenia organizowane przez Gliwicką 66 lub Góry Kultury?

W Gliwickiej 66 i Górach Kultury mamy projekty, które aktualnie są w fazie powstawania. Nie będziemy ich realizować jako wydarzenia, to będą raczej projekty, z których będzie można skorzystać w domu. Myślimy także o Potańcówce w listopadzie. To jest takie jedno z moich ulubionych wydarzeń. Dlatego właśnie, że odbywa się w atmosferze retro – lat 20 i 30, wszyscy się przebierają i to jest super. Zawsze się to odbywało w Kurnej Chacie. Wiemy, jaka jest sytuacja, co nas też bardzo boli i smuci. Fajnie by było znaleźć inne miejsce. Mamy pewne pomysły, ale zobaczymy, jakie będą realia pandemiczne.

Nawiązując do zainteresowań związanych z modą - Twoje piękne kreacje możemy oglądać na blogu i fanpage’u Endless retro.

To się wzięło z poszukiwań swojego stylu. A potem przerodziło się w miłość do mody, w zainteresowanie tymi epokami. Dlaczego tak szyto? Dlaczego kobiety i mężczyźni się tak ubierali? W jaki sposób historia czy zjawiska społeczne miały wpływ na to, co się nosi? To mnie zaczęło bardzo interesować. Nie traktuję tego po prostu jako ciuchów, jakie na siebie wkładam, ale lubię też wiedzieć co i dlaczego. Sama też mam kilka oryginalnych ubrań z epoki. Tak się śmieję, że niektórzy zbierają znaczki, a ja zbieram sukienki z lat czterdziestych. Nie wyobrażam już sobie innej siebie. Tak naprawdę nie mam żadnych spodni, no chyba że do uprawiania sportu, ale to się nie liczy. Niestety sama nie umiem szyć, nie wiem, czy na to bym jeszcze znalazła czas, ale może kiedyś…

Co Cię najbardziej inspiruje w Twoich działaniach?

Na pewno ludzie. Członkowie Stowarzyszenia jednego i drugiego, którzy mają niesamowite pomysły. Ja jestem osobą, która – gdy ktoś przychodzi i proponuje coś ciekawego - mówi: „Jasne, zróbmy to! Piszemy projekt!”.
Także ludzie, którzy przychodzą na wydarzenia. Tak jak mówiłam o Teatralnym Parkowaniu. Mnóstwo ludzi przychodzi. Kiedy była pandemia, zaczepiali mnie na ulicy i pytali, czy będą „teatry”. Myślę, że to jest najbardziej inspirujące. Nie ma u nas czegoś takiego, że gdzieś zobaczymy jakieś wydarzenie i odtwarzamy je jeden do jednego. Raczej są to pomysły czy to Sylwii Jaty lub Agnieszki Kulnianin w Górach Kultury oraz Marka Panusia, Ani Włodek w Gliwickiej 66. To, że jest tyle osób mających takie niesamowite pomysły i będących w stanie ubrać je w słowa, a potem zrealizować, jest też bardzo motywujące. To osładza ten trud pisania wniosków, rozliczeń, tych wszystkich spraw księgowych, ton papierów, bo jest efekt i wtedy też widzę, że warto.

Jakie jest Twoje ulubione miejsce w Tarnowskich Górach?

Chyba całe centrum. Od grudnia zaczęłam regularne spacery i uświadamiam sobie, jakie to miasto jest małe, ale też odkrywam różne nowe miejsca. Bardzo lubię nasz park, on jest o każdej porze roku inny. Mam też wobec niego kilka zarzutów – uważam, że powinien być bardziej zadbany, zwłaszcza ta część z tyłu, ale i tak go bardzo lubię. Lubię też trasę wąskotorówki od Parku Piny, ulicę Karola Miarki, te kamienice. Domy przy ulicy Wyszyńskiego – te piękne wille. Zawsze sobie marzę, żeby w takiej zamieszkać.

Myślę, że jeszcze jedno miejsce spoza naszego miasta, ale jeszcze w granicach naszego powiatu, jest bliskie Twojemu sercu, a mianowicie Park w Świerklańcu…

Tak, oczywiście. W parku organizujemy różne wydarzenia. Dwa lata temu Sylwia Jata wpadła na pomysł fabularyzowanego zwiedzania. Za każdym razem, gdy tam jestem, zamykam oczy i wyobrażam sobie, jak byłoby pięknie, gdyby Mały Wersal tam został. Nie mamy go, więc staramy się go trochę odtworzyć w wyobraźni.

W tym roku tarnogórzanie mogli wziąć udział we wspomnianym przez Ciebie zwiedzaniu fabularyzowanym.

To przedsięwzięcie spotkało się z bardzo dużym zainteresowaniem. Chcielibyśmy to kontynuować. Oczywiście to też nie jest taki projekt, który możemy po prostu w dowolnym momencie zrobić. Jest w niego zaangażowana i grupa teatralna, która musi się przygotować, i potrzebujemy na to środków. Byliśmy naprawdę pozytywnie zaskoczeni, że lista rezerwowa już pękała w szwach, co pokazało, że warto było to zrealizować. Jeden z uczestników powiedział, że to było zwiedzanie z duszą.

A jak to jest być Blanką de Paiva?

Sylwia, która jest autorką i managerką projektu powiedziała: „Ania, musisz się wcielić w tę rolę”. To się chyba zaczęło od tego, jak w 2018 organizowaliśmy grę terenową poświęconą Blance, wypożyczyliśmy wtedy bardzo dużo strojów z Opery Śląskiej. Tam między innymi była taka piękna, zielona suknia. Ja później w niej pojechałam na sesję zdjęciową. Może nie do końca jest z epoki Blanki, ale cieszę się, że wykorzystaliśmy tę suknię.
Świetnie jest wcielić się w markizę, bo to była bardzo ciekawa, inspirująca postać. Przedstawia się ją jako gwiazdkę Paryża, którą sobie Guido przywiózł. A tak naprawdę to była kobieta niesamowicie przedsiębiorcza, która współfinansowała jego inwestycje. Oni byli sobie równi. To kolejne pokazanie kobiety z XIX wieku, która była kimś więcej. My się cały czas zastanawiamy, dlaczego nikt o niej jeszcze nie zrobił porządnego serialu. Ona mieszkała bardzo blisko nas, mamy taką ciekawą postać zaraz obok. Nie wiemy, czy bywała w Tarnowskich Górach, ale pewnie tak. Nie musimy wcale szukać daleko, by znaleźć ciekawe postacie.

Subskrybuj tarnowskiegory.info

google news icon