Richtig ślōnsko Wilijo. Na stole muszą być makówki. Barszcz z uszkami? Fto to widzioł…

Richtig ślōnsko Wilijo musi być skromno - uważa Marek Szołtysek. - Barszcz? A fto to widzioł… Nie było czegoś takiego jak barszcz, uszka, pierogi - wyjaśnia moja ōma Zofija. Do dziś obowiązkowe są makówki. Karp? - Pokutuje mylne przekonanie, że wprowadzili go dopiero komuniści - dodaje Szołtysek.

Tarnowskie Góry 2021 święta

Dla moi ōmy Zofiji bydzie to 85. Wilijo. Pierwszą, którą pamięta, obchodziła w samym środku historycznej zawieruchy - tuż po zakończeniu II wojny światowej w swoim rodzinnym domu w Radzionkowie. Mieszka tuż obok do dziś, choć zmieniła się nazwa - z Banhofstraße na ul. Św. Wojciecha.

- To była Wigilia najskromniejsza i najbiedniejsza - opowiada. - Mimo to do kolacji zasiedliśmy, a była nas rodzina ośmioosobowa. Jedzenia było tylko trochę, jeszcze z trudem uzyskanego. Co było na stole? Musiały być makówki…

Makówki i kompot z suszu babcia wspomina zresztą najlepiej. Kompot robiło się z tych owoców, które udało się zebrać wcześniej na własnym ogródku. - Były jabłka, gruszki, śliwki, wszystkie suszki, jakie przygotowała mama - wymienia.

"Barszcz? A fto to widzioł…"

Pierwsza na stole pojawiała się jednak siemieniotka, czyli zupa z nasion konopi. - Ble, nigdy jej nie lubiłam, ale ciągle ją pamiętam. Nie zrobiłabym jej już tak, jak mój ojciec Witek robił. Jak tylko przychodził z siemieniotką, to chowałam się pod stół i wychodziłam, kiedy już się skończyła - śmieje się babcia i dodaje, że tak samo było z moczką, w której znajdowały się oczywiście piernik, suszone owoce i bakalie.

Makówki, siemieniotka, moczka i kompot z suszu na stole były zawsze. Tak samo jak kapusta z grzybami i ziemniaki. Ryba? Tuż po wojnie była po prostu taka, jaką udało się dostać w sklepie.

- Pamiętam przepyszne dorsze. Nasze! Z Morza Bałtyckiego. Wtedy to były czyste ryby, dobre, nie to, co teraz. Karp? W domu też był, ale na stałe pojawił się w latach 50. i 60. Został do dzisiaj - przypomina sobie babcia. - No i śledzie... w każdej postaci.
- Barszcz? A fto to widzioł… Nie było czegoś takiego jak barszcz, uszka, pierogi. To przyszło dopiero w latach 70., ale u nas się nigdy pierogów nie robiło - podkreśla.

Tradycyjne świąteczne potrawy na śląskim stole. Siemieniotka, moczka, czy makówki?

"Richtig ślōnsko Wilijo musi być skromno"

Ze stwierdzeniem, że na Śląsku nie ma Bożego Narodzenia bez Makówek, zgadza się pisarz, historyk i znawca regionalnej kuchni Marek Szołtysek.

- Historia makówek sięga jeszcze czasów pogańskich. To było danie rytualne, po którym łatwiej się zasypiało, żeby spotkać się w snach z przodkami. Tak to postrzegano - wyjaśnia.

Katolicy makówki przejęli i przed laty uczynili z nich tutaj główny element świątecznego jadłospisu. Na stołach gościły od Wigilii do Święta Trzech Króli. Jadło się ich naprawdę ogromne ilości.

- Moczki nawet nie gotowali, tylko moczyli suszone owoce i tak to jedli. Richtig ślōnsko Wilijo musi być skromno - tłumaczy pisarz. - Dwanaście dań? To może w rodach szlacheckich, a nasza Wigilia wywodzi się z tradycji chłopskiej. Tych dań było zaledwie kilka, choć dzięki makówkom i moczce rzeczywiście na bogato.

"Pokutuje mylne przekonanie, że karpia wprowadzili komuniści"

Pięć podstawowych potraw, które w ostatnich 150-200 latach gościły w Wigilię na śląskich stołach, to wspomniane makówki oraz moczka, kapusta z grochem, kartofle i… smażony karp.

- Pokutuje mylne przekonanie, że karpia wprowadzili dopiero komuniści. Może i rozpowszechnili go w całej Polsce, ale na pewno nie na Śląsku, gdzie karp był dobrze znany i hodowany w licznych stawach. Rybnik oznacza przecież staw hodowlany, a Siemianowice Śląskie nieprzypadkowo mają w herbie złotego karpia - wyjaśnia Szołtysek.

Śledzie, dorsze i inne ryby morskie pojawiły się wraz z rozwojem kolei, kiedy łatwiej było je przetransportować. Wtedy też zdecydowanie staniały i rozpowszechniły się także na Śląsku.

- Kiedy 120 lat temu budowano Nikiszowiec i inne kolonie górnicze, to wprowadzali się tam nie tylko Ślązacy, ale ludzie z różnych stron. Oczywiście nie było telewizji i internetu, więc szybko przesiąkali Śląskiem, ale nie mieli już takiego przywiązania do karpia. Przyjmowali śledzie, które były tańsze, a może nawet smaczniejsze, i tak one też się tutaj rozpowszechniły - uważa historyk.

Podobnie było z barszczem, uszkami i pierogami - trafiły na Śląsk z eksportu, wraz z nowymi mieszkańcami, którzy przyjeżdżali tutaj w poszukiwaniu pracy i lepszego życia.

Subskrybuj tarnowskiegory.info

google news icon